Procesja Bożego Ciała we Lwowie
Oto stoję u drzwi i kołaczę
Zróbcie Mu miejsce
My chcemy Boga!
Noc z soboty na niedzielę z 5 na 6 czerwca była bardzo krótka dla grupy 39 osób, które z Łańcuta wyjeżdżały do Lwowa, by wziąć udział w pierwszej po wojnie 1939 roku tak uroczystej procesji Bożego Ciała, prowadzonej nie wokół katedry czy innego kościoła, a ulicami miasta.
Wstaliśmy już o drugiej w nocy z głębokim przeświadczeniem, że weźmiemy udział w wielkim wydarzeniu. Nie utraciliśmy zapału nawet gdy przekroczenie polsko-ukraińskiej granicy zajęło nam aż cztery godziny. Po ośmiu godzinach w autokarze do celu podróży dojechaliśmy w ostatniej chwili.
Wchodzimy do katedry. Wszędzie pełno ludzi. Po obu stronach głównej nawy ustawione chorągwie i obrazy świętych. Dochodzimy do prezbiterium, które zajmują dzieci w strojach pierwszokomunijnych i ich rodzice. W procesji do ołtarza przychodzą klerycy, księża, ks. bp. Leon Mały i ks. abp Mieczysław Mokrzycki Metropolita Lwowski.
Z głównego ołtarza z obrazu patrzy na nas Śliczna Gwiazda Miasta Lwowa Maryja, a w naszych głowach kotłowanina myśli… Gdy o jedenastej rozpoczynamy mszę św. w lwowskiej katedrze łacińskiej, w Warszawie na Placu Piłsudskiego przygotowywana jest msza św. beatyfikacyjna ks. Jerzego Popiełuszki. Tam za chwilę będzie wyniesiony na ołtarze kapłan - ofiara zbrodniczego systemu komunistycznego. To co mówił i jak się modlił było tak niewygodne dla komunistycznych władz, że wydano na niego wyrok, bestialsko zamordowali go funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Tu gdzie jesteśmy - we Lwowie - pójdziemy w procesji do kościoła, który po II wojnie przez ten sam system komunistyczny został odebrany katolikom i zamieniony na salę koncertową. Świadomość tego przygniata.
W stallach przy ołtarzu starsza kobieta robi miejsce mojej córce. – Niech siada dziecko, ono takie małe - mówi. I częstuje cukierkami. - Marysia ma sześć lat, to faktycznie niewiele. Ale jest zmęczona, wstała o drugiej w nocy, żeby tu przyjechać – mówię. Słyszy to siostra zakonna, przesuwa się i robi miejsce siedzące dla mojego syna w stroju pierwszokomunijnym. Marcin rozgląda się po katedrze.
Na początku mszy św. wita nas arcybiskup Mieczysław Mokrzycki, obecnie metropolita lwowski, przez wiele lat osobisty sekretarz papieża Jana Pawła II w Watykanie. I mówi: - Jeszcze nie minął szok po smoleńskiej tragedii, a już trzeba nieść pomoc poszkodowanym przez powódź (…) właśnie z powodu powodzi w tym roku w wielu parafiach Chrystus nie był niesiony pod złotym baldachimem. A później w kazaniu dodaje: - Można się zastanawiać czy to nie przesada iść w procesji na ulice. To nie przesada. Prawdziwa wiara włącza Boga w naszą rzeczywistość. To sprawdziło się w życiu świętych. Ta nasza adoracja jest adoracją Kościoła. (…) Procesja to największe uwielbienie. Nasza procesja nie będzie zwykłą procesją. Będzie prawdziwą drogą za Panem, pielgrzymką ludu Bożego, poprowadzi nas Eucharystyczny Pan.
Grają organy, śpiewa polski chór, a w powietrzu unosi się woń kadzidła. Przygotowujemy się do procesji. Ks. Jan Nikiel proboszcz katedry podaje porządek. Wyruszamy. Pierwszy z czterech ołtarzy jest na zewnątrz, obok płaskorzeźby z Janem Pawłem II na murze katedry. Słońce pali, powietrze ani drgnie, a my idziemy. Porządek taki, że niejedna parafia mogłaby pozazdrościć. Dziewczynki idące równo w dwóch rzędach sypią kwiaty przed Najświętszym Sakramentem. Piwonie, jaśminy, irysy… Orkiestra Dęta OSP z podłańcuckiej Markowej gra pieśni eucharystyczne. Idziemy ulicami miasta, które pierwszy raz w powojennej historii Lwowa ogląda tak wielką procesję. Idą parafianie z całego miasta, dzieci pierwszokomunijne z okolicznych parafii. To uwielbienie Chrystusa Eucharystycznego przez całą lwowską archidiecezję.
Zobaczyłam nie tylko babcie. W procesji szły całe rodziny, z małymi dziećmi w wózkach. Jedna mama niosła niemowlę w chuście. Była też młodzież. Harcerze szli w procesji po obu stronach baldachimu, pod którym niesiony był Najświętszy Sakrament i pełnili wartę przy poszczególnych ołtarzach. Moją uwagę zwróciła młoda dziewczyna, mówiąca i po ukraińsku, i po polsku. Anna - bo tak ma na imię - ma polskie korzenie, od trzech lat mieszka w Stanach, ale przyjechała do Lwowa do rodziców i bierze udział w procesji.
Kłaniam się Tobie przedwieczny Boże…, Twoja cześć chwała…, Zróbcie Mu miejsce Pan idzie z nieba…, U drzwi Twoich stoję Panie… - gra polska orkiestra dęta z Markowej, śpiewamy i idziemy do kolejnych ołtarzy. Ostatni z nich przygotowany jest na tle drzwi do kościoła św. Marii Magdaleny. „Oto stoję u drzwi i kołaczę” - głosi napis. Główne drzwi zamurowane, w środku sala koncertowa. W czasie koncertów słuchacze siedzą tyłem do ołtarza. Ten kościół, który przez 400 lat był wyrazem wiary i miejscem kultu religijnego, po II wojnie odebrała katolikom komunistyczna władza. Wiosną tego roku decyzją Rady Miasta Lwowa została na kolejne 20 lat podpisana umowa nieodpłatnego najmu kościoła jako sali koncertowej. Od 2001 r., po wielu latach starań, katolicy mogą tu mieć tylko jedną mszę, po której ksiądz zanosi Najświętszy Sakrament do samochodu, bo w kościele nie byłby bezpieczny. Rozbrzmiewa hymn „Ciebie Boga wysławiamy”, a później pieśń „My chcemy Boga”, w czasie której najświętszy Sakrament zostaje zaniesiony do kościoła i rozpoczyna się godzinna adoracja.
Po uroczystościach, wychodzi do nas ks. abp Mokrzycki, dziękuje orkiestrze, przekazuje pamiątkowe obrazki, robimy wspólne zdjęcie. Ks. Jan Nikiel proboszcz katedry jest zmęczony i szczęśliwy. - Tej procesji tak pięknej nie byłoby bez trzech elementów: Pana Jezusa niesionego w monstrancji, księdza arcybiskupa i orkiestry, z którą - mimo wielkiego upału - lżej było iść - mówi. Na chwilę wchodzimy do kościoła, a potem ruszamy w powrotną drogę. Chociaż idziemy z górki instrumenty jakby cięższe. Niektóre dziewczyny (bo w tej strażackiej orkiestrze dętej grają też dziewczyny) zdejmują buty, bo od upału spuchły im nogi, i idą boso, granitowa i bazaltowa kostka parzy w stopy. Potem obiad, spacer po Lwowie i powrót do Polski. Przekroczenie ukraińsko-polskiej granicy zajmuje tym razem godzin pięć.
W domach jesteśmy sporo po północy. Całą dobę na nogach, ale było warto. Wyjeżdżaliśmy po prostu na procesję Bożego Ciała, która w archidiecezji lwowskiej przeniesiona jest na pierwszą niedzielę po czwartku (i tak będzie także w przyszłości). Tymczasem uczestniczyliśmy w historycznym wydarzeniu i takim je zapamiętamy.
tekst i zdjęcia Bernadetta Kochman, opublikowane 11 czerwca 2010 r. w gazecie polonijnej "Kurier Chicago"
Informacje uzupełniające:
W niedzielę 6 czerwca br. reprezentująca Powiat Łańcucki Orkiestra Dęta z Markowej wzięła udział we Lwowie w pierwszej od 1939 roku, tj. od wybuchu II wojny światowej uroczystej procesji Bożego Ciała, prowadzonej ulicami miasta od katedry łacińskiej do kościoła św. Marii Magdaleny. Dotychczas władze ukraińskie Lwowa nie wyrażały zgody na tego typu publiczną manifestację religijną katolików.
Procesja przeszła do czterech ołtarzy, pierwszy ustawiony był przy tablicy ku czci Sługi Bożego Jana Pawła II przed katedrą, następne przed figurą Matki Bożej na placu Mickiewicza, w parku przed uniwersytetem im. Iwana Franki oraz przed kościołem św. Marii Magdaleny, który do dziś nie został zwrócony Kościołowi rzymskokatolickiemu.
W obchodach uroczystości Bożego Ciała uczestniczył m. in. konsul generalny RP we Lwowie Grzegorz Opaliński.
W katedrze łacińskiej mszy św. przewodniczy ks. abp. Mieczysław Mokrzycki Metropolita Lwowski.
Prezbiterium wypełniają dzieci. Większość z nich przystąpiła w tym roku do Pierwszej Komunii Św.
Błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem przy jednym z ołtarzy.
Nieprzebrane tłumy wiernych były jak falująca rzeka.
Po zakończeniu uroczystości ks. abp. Mokrzycki dziękuje orkiestrze dętej OSP z Markowej.
Wspólne zdjęcie przy schodach kościoła św. Marii Magdaleny we Lwowie.
fot. Bernadetta Kochman